bo gdy mnie zbiją znowu tak jak psa...

  

 

 

 

 

w świerkach czernieje wczesny wieczór

wiatr szarpie chmury w szybkim locie

drewnieje we mnie z bólu serce

co będzie jutro? chciałbym dociec...

 

bo gdy mnie zbiją znowu tak jak psa

i gdy mnie skopią kłamstwem oraz słowem

to Panie Boże! chciałbym choć na chwilę

na Twych kolanach złożyć ciężką głowę

 

i chciałbym zrzucić choć na chwilę lęk

zostawić bólu łzy pieczęcie sine

 abyś mój Panie w swym gołębim sercu

 rozstrzygnął moją i mych wrogów winę

 

bo się szarpiemy...kaci... i ofiary...

w szarej klepsydrze odmierzanych di

kamień o kamień twardym razem

i wciąż za nami lęk i zapach krwi

 

a ja widziałem dzisiaj w górach wiatr

i oczy Twoje niebieskie nad nami

gdy anioł groniem szybko szedł

i gdy poruszał wielkimi skrzydłami

 

i las gdy klęczał nisko koronami

na zboczu góry w granatowym mroku

a Tyś przesiewał srebrne plewy gwiazd

i ziarna zrzucał z szumem do potoków

 

więc pójdę płakać dzisiaj chyba w las

Ty mnie tam utul snem i szumem...

bym mógł odnaleźć równowagę

pomiędzy sercem – a - rozumem...